Семінаристи 2020/2021

             Nasza wspólnota

129495176 217863713185430 2255247564463914871 n

Літургійний календар

традиційних Церков візантійського обряду

chr-kal5

Archiwum

Łemkowszczyzna i westernizowani prawosławni

W listopadowym numerze „Przeglądu Prawosławnego” Anna Radziukiewcz przybliża czytelnikom życie prawosławnej Łemkowszczyzny. W tekście pt. „Ścieżkami miłości” mowa jest i o Bielance, i o budowie nowej cerkwi. Przy okazji diagnozuje się też grekokatolików.

Biskup gorlicki Paisjusz dzieli się spostrzeżeniami: „Gdy byliśmy w Bielance łatwo było z nami ustalić porządek nabożeństw wszystkich konfesji. Teraz ustalają go katolicy. Unici buntują się i już żałują, że prawosławni odeszli. Może być tak jak w niedalekim Uściu Gorlickim, gdzie katolicy musieli opuścić cerkiew unicką i wybudować swój kościół. Nie mogli się porozumieć. Mogą katolicy wchłonąć unitów. Obrządek greckokatolicki jest mocno zlatynizowany i latynizuje się nadal”. Trochę dalej władyka wyznaje: „Jestem szczęśliwy, że mogę posługiwać w Gorlicach. Cerkiew jest tu żywym organizmem. Widzę męczeński naród. I widzę, jak ludzie poprzez swoją wiarę jak mityczny Feniks powstają z popiołów. Naród łemkowski porównuję często do narodu wybranego, który wrócił do Ziemi obiecanej. Tam wróciło dwa miliony, tu trochę więcej niż tysiąc. Ale Łemkowie nie poddają się, chcą być do końca takimi jak ich przodkowie. Łemkowie powinni być niczym lekcja dla prawosławnych w całej Polsce – jak kochają Cerkiew, jak są jej oddani, jak chodzą do cerkwi. Tu, jeśli na nabożeństwie jest 70 procent wiernych, to uważa się, że jest ich mało. Przychodzi nawet 90-100 procent. W domu zostają chorzy. Ale w następną niedzielę informują jegomościa, dlaczego opuścili Liturgię. Łemkowie nie spóźniają się. Błagosłowienne Carstwo – i wszyscy są w cerkwi. Od czterech lat służę w Gorlicach. Raz zdarzyło się, że jedna osoba weszła do cerkwi przed Ewangelią. Łemkowie nie opuszczają świątyni przed końcem Liturgii. Jest molebien za jakąś osobę, rodzinę, wszyscy pozostają. Jest panichida, pozostają. Chrzest, też w nim uczestniczą. Wszak są wspólnotą”.

Prawie sto lat temu pewien delegat na Synod Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego podobnie entuzjastycznie opisywał wiernych, Kościół w Galicji. Za to, że „zyskał charakter Kościoła narodu”, że w jego świątyniach „słyszy się kazania w ojczystym języku”. W małym mieście blisko frontu, w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, „cała świątynia była przepełniona ukraińskimi żołnierzami. Jakież wrażenie robiło kazanie wygłoszone w zrozumiałym języku, śpiew wszystkich zebranych. Gdy wszyscy ci żołnierze, dopiero co wróciwszy z frontu, zaśpiewali „Chwała na wysokości Bogu”, odczuwało się potężne duchowne uniesienie”. Prawosławny delegat konkludował: „Oto dlaczego Unia jest silna: bo stała się wiarą narodu i to robi ją niebezpieczną. Sądzę, że dla Unii nie będzie miejsca na [Wielkiej] Ukrainie pod tym warunkiem, że wszystkie wysiłki zostaną skierowane na to, by zbudować tam życie kościelne odpowiadające na potrzeby ludzi”. (Peter T. Sheshenko, The Russian Orthodox Church Sobor of Moscow and the Orthodox Church In Ukraine, AOSBM, 16 (1979), s. 303. Cyt. za: Sophia Senyk, The Ukrainian Church and Latinization, OCP 56(1990), s. 186)

Chce tego władyka Paisjusz czy nie, to, co zachwyca go w prawosławnych dziś Łemkach, jest dziedzictwem tego, co wprawiło w zdumienie delegata na rosyjski synod. Ta przedziwna synteza tradycji bizantyńskiej, kijowskiej i zachodniej, która nie polega na latynizacji, ale na westernizacji, czyli po prostu na tym, żeby nie spóźniać się na umówione spotkanie (Błahosłowenne carstwo), nie kręcić się po domu gospodarza od świecznika do świecznika, i nie wychodzić przed ustalonym zakończeniem (Widpust). Latynizacja Kościoła greckokatolickiego jest problemem na poziomie świadomości części wiernych, bo już nie hierarchii. A obawa /oczekiwanie, że „mogą katolicy wchłonąć unitów” brzmią dziwnie w ustach biskupa, którego zwierzchnik, arcybiskup Adam, na łamach tegoż czasopisma powiedział: „Nie mogę się pogodzić z polonizacją naszej Cerkwi. Jak kto mówi, niech mówi. Ale swoim językiem niech mówi. Mnie, starego, serce boli, że w szkołach nie uczą naszych języków. Z seminarium wychodzą duchowni bez idei. A duchowny musi lubić swoją Cerkiew, naród, mowę, kulturę”. („W horach Karpatach”, „PP”, 10/2006). Troska sędziwego hierarchy o szacunek dla języka wiernych jest zrozumiała, potwierdza to prof. Aleksander Naumow, który „przytoczył przykłady z własnych badań z Podbiela, gdzie za rodzime, swojskie, uważane są zarówno «nasza mowa», którą wszyscy posługują się w domu, «ruski», naśladujący język rosyjski, do kontaktów z batiuszką i cerkiewnosłowiański, jako język kontaktu z Bogiem”. („Język naszej modlitwy”, „PP” 10/2012). „Latynizacja” grekokatolików jest drzazgą w ich oku, w porównaniu z własną belką naśladowania rosyjskiego, by móc skomunikować się z batiuszką, do którego wstyd?/strach? przemówić w „naszej mowie”.

Ks. Bogdan Pańczak
   

 {jcomments on}

Wielki Post:

pist

Семінарійні Хори

Mapa powołań

mapa powolaniowa 180